Government Accountability Office (GAO), instytucja kontrolna Kongresu Stanów Zjednoczonych, przygotowała sprawozdanie piętnujące niegospodarność dowództwa amerykańskich sił powietrznych. W raporcie skupiono się na wykorzystaniu operatorów bezzałogowych statków latających, określając ich mianem ludzi odpowiedzialnych za najbardziej wymagające misje prowadzone przez amerykańskie siły zbrojne.
Senatorowie wystąpili z wnioskiem o zbadanie funkcjonowania komórek odpowiedzialnych za wykorzystanie dronów i ich pilotów. Zadaniem GAO była weryfikacja, począwszy od 2012 roku, w jaki sposób traktuje się pilotów UAV-ów, a także jaki jest czas ich pracy. Raport stanowi następstwo wzrostu liczebności bezzałogowców i ich pilotów, jak również zadań i miejsc, w których wykonuje się operacje uderzeniowe. Od czasu wyboru Baracka Obamy na prezydenta liczba pilotów aparatów bezzałogowych potroiła się i obecnie wynosi ponad 1300.
Według twórców raportu amerykańskie wojska lotnicze starają się utrzymać obecną tendencję w rekrutacji, szkoleniu i budowaniu morale, lecz mogą nie sprostać czekającym je wyzwaniom. Podstawowym problemem, który rodzi następne, jest niezdolność wyboru kandydatów odpowiednich pod względem psychicznym i technicznym. GAO wskazuje, że większość z nich po prostu skierowano do pilotowania dronów, bo nie było innego wyjścia. Siedzenie za pulpitem nie jest jednak spełnieniem marzeń. To nie koniec kłopotów. Zauważono również, że przeciętny operator UAV-a nie może liczyć na szybki awans, a przynajmniej nie na taki jak pilot F-16 czy Super Horneta. Wielu traktuje tę pracę jako degradację, która powoduje zmęczenie i szybsze wypalenie zawodowe.
Zdaniem ekspertów GAO lekiem byłoby sięganie po pilotów z sektora cywilnego, którzy szybko przyswoją wiedzę potrzebną do pilotowania bezzałogowców. Tym samym zastąpieni wyszkoleni piloci będą mogli spełnić marzenia o prawdziwym lataniu. Niechęć lotników do siedzenia za biurkiem znajduje odbicie w rekrutacji, która spadła w zeszłym roku o 39%, co przełożyło się na 80 kandydatów mniej. Rodzi to kolejne problemy, pozostali bowiem muszą pracować w godzinach nadliczbowych. Kwantyfikując: 57% pilotów pracuje więcej niż 50 godzin tygodniowo. Do tego dochodzą charakter misji, ich liczba i długość (niektóre trwają nawet 24 godziny, wymuszając dostosowanie snu operatorów). Piloci nie mogą się doszkalać, bo nie są w stanie zdążyć z zadaniami bieżącymi. Wpływa to zdecydowanie niekorzystnie na morale, powodując wypalenie zawodowe. Wielu z nich podkreśla, że wolałoby działać bezpośrednio za sterami myśliwca przez jasno określone sześć miesięcy, nawet kosztem rozłąki z rodziną i przyjaciółmi.
W raporcie GAO przedstawiono siedem zaleceń dla sił powietrznych na temat rekrutacji, szkolenia, czasu pracy i perspektyw zawodowych operatorów dronów. Wstępnie zdecydowano się na akceptację czterech z nich i częściową zgodę na trzy pozostałe. Jednak – co najważniejsze – nie wspomniano, kiedy nastąpi ich wdrażanie.
(rt.com)