Książkę wziąłem do rąk z mieszanymi uczuciami, choćby dlatego że polecało ją pewne radio z literą „Z” w nazwie, a pozycje przez ową rozgłośnię polecane, nie cieszą się moimi szczególnymi względami.
Nieco uspokoiło mnie nazwisko autora, kariera naukowa Tadeusza Kisielewskiego jest znana i pozwala spodziewać się solidnej porcji faktów, okraszonej trafnymi wnioskami i logicznymi analizami, zaś fakt, że porzucił akademickie sale wykładowe, by jako niezależny analityk i autor opracowań zarabiać na swej wiedzy, świadczy jak najlepiej o jego inteligencji.

„Zamach” czyta się dobrze, nie jest to język pełen uproszczeń i figur literackich znany choćby z pozycji Bogusława Wołoszańskiego (choć i tego ostatniego autora cenię na swój sposób), jednak książka wolna jest od nadęcia, wyzierającego czasem z profesorskich publikacji. Autor traktuje problem szerzej, kreśli obraz niezwykle złożonej sytuacji politycznej tamtego okresu, pozwala poznać cele jakie przyświecały inicjatorom i wykonawcom zamachu na gen. Sikorskiego. Czyni to wszystko w oparciu o dokumenty, na które nie powoływał się jeszcze żaden autor. I tak, mamy tu zarówno akta procesów norymberskich dotyczących Zbrodni Katyńskiej, listy pilota Liberatora w którym zginął Sikorski po latach napisane do pewnego profesora w Czechach, czy wreszcie publikacje Gazety Wyborczej sprzed zaledwie roku. Pewne wnioski wypływają też z komputerowych analiz lotu samolotu, jakie przedstawili na zlecenie programu „Rewizja Nadzwyczajna”, pracownicy Politechniki Warszawskiej.

Już w pierwszej części autor obiecuje odpowiedzieć na pytania, dlaczego kiedy i w jaki sposób zginął generał, niestety ostatecznie obietnicy nie dotrzymuje. Czy dlatego że brak mu argumentów, czy może dlatego, że znając swój fach historyka, autor nie ma odwagi wysnuwać autorytarnych wniosków bez wglądu w stale utajnione akta?
Książka pozostawia spory niedosyt, przedstawiane przez autora dokumenty, opracowania czy relacje świadków nie owocują spójnym scenariuszem zdarzeń z owego fatalnego dnia, wątki się urywają, plątają, dając niejasne poczucie że to Stalin był inicjatorem zamachu, poczucie poparte zaledwie domysłami.

Nie jest to też książka dla każdego. Cytowane z kronikarskiego obowiązku dane z prac rozlicznych komisji, sprzeczne i zawiłe zeznania świadków, konstruowanie książki tak by była najpełniejszym opracowaniem faktów mających związek z tamtym fatalnym zdarzeniem, powoduje, że miejscami staje się ona lekturą po prostu nudną dla przeciętnego czytelnika. W podziękowaniach autor wspomina, że książka pierwotnie miała być dużym artykułem, następnie przemieniła się w małą książkę, by z inspiracji wydawnictwa stać się trzystu stronicową książką. Ta ewolucja jest aż nadto widoczna, pięćdziesiąt ostatnich stron to aneksy, zawierające nudne i właściwie niepotrzebne nikomu szczegóły ekspertyz, ogólnikowe opracowania dotyczące struktur służ specjalnych III Rzeszy i Aliantów. Ja osobiście poczułem się oszukany tą konstrukcją książki, gdzie zamiast finalnych pięćdziesięciu stron wniosków, dostałem wypełniacz i to marnej jakości.

Co dokładnie wydarzyło się 4 lipca 1943 roku? Tego dowiemy się z całą pewnością, gdy zostaną odtajnione archiwa Londynu, Waszyngtonu i Moskwy, wtedy też dowiemy się czy odpowiedź na to pytanie, nie znajduje się przypadkiem na łamach tej książki. Ostatecznie książkę mogę polecić jedynie wprawionemu czytelnikowi, chcącemu poszerzyć wiedzę na temat katastrofy gibraltarskiej, niestety zbyt wyraźnie widać chęć wydawnictwa, by ładną okładką i ciekawą tematyką wyłudzić od czytelnika pieniądze. Raczej wypożyczcie zamiast kupować…