W ostatnim czasie głośno było o rozbitym w Libii amerykańskim samolocie uderzeniowym F-15E Strike Eagle. Medialne doniesienia podawały, że załoga przeżyła i jest bezpieczna. Nie było tam jednak informacji o tym, jak została uratowana. Oto dokończenie historii załogi pechowego F-15.

Do operacji ewakuacji załogi zostali skierowani Marines z 26 Marine Expeditionary Unit (Jednostka Ekspedycyjna Piechoty Morskiej), której bazą jest Camp Lejeune w Północnej Karolinie, a która obecnie operuje na Morzu Śródziemnym i zabezpiecza operację „Świt Odysei”.

Po otrzymaniu sygnału o wypadku rozpoczęto akcję określaną jako operacja ewakuacji personelu w warunkach bojowych (Tactical Recovery of Aircraft and Personnel, TRAP). Skierowano do niej dwa samoloty AV-8B Harrier, dwa MV-22 Osprey i dwa śmigłowce CH-53E Super Stallion, które stacjonowały na okręcie USS Kearsarge operującym około 130 mil morskich od miejsca katastrofy.

Harriery, które otrzymały zadanie prowadzenia bliskiego wsparcia powietrznego zrzuciły w pobliżu wraku dwie kierowane laserowo bomby o wagomiarze 500 funtów (227 kg) w celu odstraszenia potencjalnych przeciwników. Następnie jeden z MV-22 wylądował pionowo, podjął pilotów z ziemi i skierował się na macierzystą jednostkę. Lekarz okrętowy – kapitan Lauren A. Weber – powiedział, że obaj są w dobrym stanie.

Z powodu trwającego śledztwa nazwiska obu pilotów nie zostały ujawnione.

Cała operacja od momentu otrzymania sygnału do powrotu samolotów na okręt trwała około 90 minut. Tak krótki czas był możliwy do uzyskania dzięki wykorzystaniu możliwości MV-22, które łączą w sobie możliwości śmigłowca z dużą prędkością przelotową typową dla samolotów.

(usmc.mil)