Głupio tak zaczynać recenzję od stwierdzenia, że mamy do czynienia z książką dziwną, ale… Mamy do czynienia z książką dziwną. W pewnym sensie z dwiema książkami wymieszanymi naprzemiennie w jednej oprawie. Pierwsza „książka” to reportaż autora z jego podróży po północnej Afryce. Te fragmenty, owszem, bywają ciekawe (a jeszcze ciekawsze bywają wplecione tam wspomnienia z dzieciństwa), ale w większości są nijakie, chwilami wręcz nudne. Taki typ pisarstwa jakoś do mnie nie przemawia, autor zaś nie potrafi intuicyjnie i przekonywająco uzasadnić ich obecności. Prawdziwa siłą tej pozycji, tym, co sprawia, że warto się z nią zapoznać, jest druga „książka”.
To do niej właśnie odnosi się prowokacyjny tytuł. Szwedzki dziennikarz Sven Lindqvist, zainspirowany „Jądrem ciemności” Józefa Conrada Korzeniowskiego, napisał swoisty komentarz do krótkiego, a jakże groźnego słowa: rasizm. „Wytępić całe to bydło” jest historią kolonializmu i stojącej za nim ideologii – także Darwinowskiej teorii doboru naturalnego – która sprawiła, iż wielotysięczne ludy wybijano do nogi. Autor podkreśla przy tym, jak krótka droga łączyła te tragiczne wydarzenia z mającym nastąpić kilkadziesiąt lat później holocaustem.
Zasadniczo tego nie robię – w końcu po to jestem recenzentem, by recenzować samodzielnie – ale w tym wypadku pozwolę sobie odesłać Was do opinii pewnego Czytelnika na Amazonie. Znajdziecie ją tutaj. A dlaczego podaję linka do niej? Otóż dlatego, że w dużej mierze się z nią zgadzam. Przede wszystkim ze stwierdzeniem, iż Lindqvist faktycznie zdaje się sugerować, jakoby ludobójstwo było nieodłączną częścią „białej cywilizacji”, a „biała cywilizacja” – jedynym źródłem ludobójstwa, co oczywiście nie jest prawdą, jak wykazuje użytkownik Amazonu.
Nie jest to więc książka dla ludzi uczulonych na nadmiar politycznej poprawności, ale oprócz tej jednej poważnej wady ma same zalety. O ile podróż po Afryce opisano w konwencji reportażu, o tyle pisząc o kolonializmie, rasizmie i ludobójstwie, wybrał Lindqvist konwencję luźnej książki historycznej. Dzięki temu Czytelnik pochłonie jego dzieło błyskawicznie (nie jest grube, więc da się w jeden dzień) i wiele z niego zapamięta. A jest co zapamiętywać, wierzcie mi.
Oczywiście nie warto się spodziewać rewelacji na płaszczyźnie faktograficznej – pamiętajcie: Lindqvist to dziennikarz – ale dla Czytelnika zainteresowanego czy to kolonializmem, czy XIX wiekiem będzie to fascynująca lektura. A kto wie, być może absolutnie najciekawsza okaże się dla miłośników twórczości Józefa Conrada. Miło zresztą, że nasz rodak (naturalizowany w Wielkiej Brytanii, ale czy to ważne?) stał się inspiracją dla kogoś takiego jak Lindqvist i dla tak ciekawej pozycji.