Wczesnym rankiem 16 grudnia 1944 roku nad pogrążonymi w sennym mroku gęstymi ardeńskimi lasami przetoczył się nagle potężny huk. Strumienie ognia błyskawicznie objęły wielkie połacie lasów, a narastający grzmot kompletnie dezorientował amerykańskich żołnierzy, na których spadł nagle druzgocący ogień tysięcy niemieckich dział i moździerzy. Ta kanonada, będąca wstępem do potężnego natarcia piechoty i sił pancernych, zapoczątkowała pierwszy dzień ostatniej wielkiej ofensywy Wehrmachtu na froncie zachodnim. Zaczęła się operacja „Jesienna Mgła”…

Sytuacja armii niemieckiej na froncie zachodnim w drugiej połowie 1944 roku

6 czerwca 1944 roku na plażach Normandii wylądowały najpotężniejsze siły inwazyjne w historii. Siły Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych rosły z godziny na godzinę, masa ludzi i sprzętu wojskowego napływała do Francji wręcz lawinowo. W Europie powstał drugi front, którego Niemcy nie były już w stanie powstrzymać. Wehrmacht wycofywał się z Francji i krajów Beneluksu coraz bardziej, aż we wrześniu 1944 roku zdołał ustabilizować swoje pozycje na naturalnej linii Renu oraz w oparciu o tak zwaną Linię Zygfryda – rozciągający się od Holandii do Szwajcarii system umocniony pas obrony o długości około sześciuset kilometrów, najeżony schronami, bunkrami i fortyfikacjami. W październiku natarcie angloamerykańskie praktycznie całkowicie wyhamowało, w znaczącej mierze wskutek nadmiernego rozciągnięcia linii komunikacyjnych aliantów, co implikowało trudności z paliwem i zaopatrzeniem, którego tak bardzo potrzebowały dywizje pancerne i zmotoryzowane. Nieudana operacja „Market Garden”, która pochłonęła dużą część sił i środków sprzymierzonych, również przyczyniła się do zahamowania postępów alianckich. Forsowana głownie przez dowódcę 21. Grupy Armii, marszałka polnego Montgomery’ego, koncepcja wejścia do Niemiec niejako „tylnymi drzwiami” okazała się niewypałem. Front zachodni zastygł do listopada, kiedy to 1. Armia Kanadyjska odblokowała ważny belgijski port Antwerpia, stanowiący odtąd główne źródło zaopatrzenia sił sprzymierzonych.

Na froncie wschodnim Niemcy tracili całe związki taktyczne w błyskawicznym tempie. Rosjanie od czasu ofensywy Białoruskiej w czerwcu 1944 roku nieustannie parli naprzód, wyzwalając wielkie połacie terytoriów Polski, Rumunii, Bułgarii i Białorusi. Do listopada podeszli już blisko granic Rzeszy. Jednakże mocno wykrwawiona i bardzo zmęczona Armia Czerwona potrzebowała uzupełnień. Tak więc na obu frontach późną jesienią 1944 roku powstał impas strategiczny i strategiczny zastój. Adolf Hitler podczas wielu narad z sztabowcami dostrzegł w tej sytuacji szansę na wykonanie ruchu.

Stanowisko amerykańskiego działa ppanc. kal. 57 mm

Stanowisko amerykańskiego działa ppanc. kal. 57 mm


Działania na froncie wschodnim odpadały z oczywistych przyczyn – przewaga sowietów była po prostu zbyt druzgocąca, by próbować jakichkolwiek większych posunięć zaczepnych, a każda kontrofensywa niemiecka zostałaby błyskawicznie zatrzymana i zniszczona. Jedynie front zachodni rokował nadzieje na ewentualne przeprowadzenie operacji ofensywnych. Kłopoty trapiące Aliantów były niemałe – nadmierne rozciągnięcie wojsk, wydłużenie linii komunikacyjnych i kłopoty z zaopatrzeniem, rywalizacja i tarcia pomiędzy dowódcą 12 GA, generałem Bradleyem, a dowódcą 21 GA, słynnym „Montym”, wreszcie zakończona porażką wielka operacja desantowa w okolicach Arnhem przesądziła o „zastygnięciu” sytuacji na całym froncie zachodnim. Uwzględniając to wszystko, w FHQ (Führerhauptquartier – kwatera główna wodza) od pewnego już czasu poważnie rozważano różne warianty kontrofensywy Wehrmachtu i odzyskania inicjatywy na froncie zachodnim, którą armia niemiecka utraciła w czerwcu 1944 roku, wciąż się cofając i ponosząc ogromne straty w ludziach i sprzęcie.

Plany ofensywy

W połowie września Kwatera Główna Hitlera we współdziałaniu z Naczelnym Dowództwem Wehrmachtu opracowała plan dużej ofensywy mającej pozwolić Niemcom, przynajmniej na pewien czas przejąć inicjatywę strategiczną na froncie zachodnim i jednocześnie zadać jak największe straty wojskom anglo-amerykańskim – to właśnie było jej zasadniczym celem. Hitler wychodził z założenia, że zadanie odpowiednio silnego ciosu wrogowi i jego maksymalne wykrwawienie pozwoli Niemcom na „chwilę oddechu”, co w rezultacie przełożyłoby się na wzmocnienie i regenerację sił Wehrmachtu, bardzo już wyczerpanego wojną totalną na trzech frontach: wschodnim, południowym (włoskim) i zachodnim.

Założenia ofensywy następujące: Wehrmacht i Waffen-SS miały silnym i szybkim uderzeniem z wykorzystaniem co najmniej dwóch armii pancernych przełamać front w zalesionym i górzystym rejonie Ardenów, a następnie potężnym uderzeniem odciąć wojska amerykańskie znajdujące się na południu od wojsk brytyjskich na północy. Siły niemieckie miały w jak najszybszym czasie osiągnąć rzekę Mozę, a następnie zdobyć Antwerpię – ważny port i punkt zaopatrzeniowy znajdujący się od września w rękach Aliantów. Uderzenie przez Ardeny zostało wybrane, ponieważ region ten był obsadzony przez zaledwie kilka dywizji amerykańskich 5. i 8. korpusu 1. armii. Znajdujące się tam dywizje, 9. pancerna i 106., nie brały jeszcze w ogóle udziału w walkach, a dwie już zaprawione w boju – 28. i 4. – były mocno „poharatane” we wcześniejszych walkach i dopiero regenerowały siły, odpoczywając w tym rejonie, przez dowództwo alianckie uznawanym za spokojne i ciche miejsce, mało prawdopodobne do przeprowadzenia operacji ofensywnych ze strony Niemców. Oceny dowództwa i wywiadu najwidoczniej nie uwzględniały faktu, że zaledwie cztery lata wcześniej właśnie przez Ardeny przeszła stalowa fala czołgów niemieckich, które obeszły potężne umocnienia linii Maginota i weszły do Francji niejako „kuchennymi drzwiami”.

Żołnierze i sprzęt niemiecki 150. Brygady Pancernej użyty podczas operacji Greif

Żołnierze i sprzęt niemiecki 150. Brygady Pancernej użyty podczas operacji Greif


Ponadto Wehrmacht zamierzał uderzyć właśnie na wojska amerykańskie, zakładając, że Amerykanie po prostu nie są dobrymi żołnierzami i jeśli już walczą – to marnie, a ich wola walki jest słaba. Liczono, że nagły, miażdżący atak wprawi ich w panikę i nie pozwoli długo stawiać skutecznego oporu. Niestety w tym wypadku Niemcy boleśnie się zawiedli w swoich kalkulacjach i tak jak Amerykanie nie docenili ich możliwości ofensywnych, tak i oni nie docenili męstwa i woli walki żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych.

Führer i niektórzy jego najwyżsi dowódcy liczyli na to, że gdyby udało się zrealizować ten nad wyraz śmiały, wręcz szalony plan (biorąc pod uwagę słabość armii niemieckiej pod koniec 1944 roku), zdołano by zamknąć w okrążeniu i zniszczyć od dwudziestu do trzydziestu dywizji alianckich, co stanowiłoby bez wątpienia dotkliwy cios dla sprzymierzonych. Z pewnością nie rozstrzygnęłoby to sytuacji strategicznej na froncie zachodnim, ale gdyby ofensywa się powiodła, Trzecia Rzesza zyskałaby czas na przerzucenie części sił na front wschodni. Alianci zaś potrzebowaliby czasu, by zregenerować siły i odbudować przerwane linie komunikacyjne, a upadek Antwerpii, która od 4 września była w ich rękach i stanowiła najważniejszy w tym rejonie punkt zaopatrzeniowy, byłby tym boleśniej odczuwalny. Ponadto Hitler nadal uparcie wierzył w możliwości negocjacji pokojowych z rządami Wielkiej Brytanii i USA. Rozumował w ten sposób: gdyby alianci otrzymali dość potężny cios, byliby bardziej skłonni do rokowań i ustępstw, zwłaszcza pod naciskiem opinii publicznej, która była, zwłaszcza w USA, niezwykle uwrażliwiona na punkcie ponoszonych strat.

Przygotowania niemieckie

Plany ofensywy teoretycznie wydawały się dość rozsądne, jeśli brać pod uwagę założenia strategiczne w nie wpisane – okrążenie i zniszczenie sporych sił alianckich i zdobycie Antwerpii. Jednakże pozostawała jeszcze kwestia sił i środków, które miały zadecydować o powodzeniu całego przedsięwzięcia. I tutaj sytuacja Niemców przedstawiała się już, delikatnie mówiąc, niezbyt optymistycznie. Mimo iż Wehrmacht dokonał logistycznego cudu i zgromadził w rejonie Ardenów duże siły, do tego w tajemnicy przed wywiadem alianckim, były one i tak niewystarczające do przeprowadzenia operacji na taką skalę. Łącznie zamierzano wykorzystać 250 000 żołnierzy, ponad 1100 czołgów i dział samobieżnych, ponad 1500 samolotów, 2000 dział i moździerzy. Zapasy ropy, smarów i materiałów pędnych przedstawiały się dość katastrofalnie – zgromadzono zaledwie 20 000 ton paliwa z przeznaczeniem prawie połowy na rajd do Mozy, drugie tyle do Antwerpii i około 4000 ton paliwa jako rezerwę. Integralnym elementem wpisanym w założenia ofensywy miało więc być zdobywanie na nieprzyjacielu wszelkich zapasów paliwa, jakie tylko udałoby się przechwycić, a także każdego innego zaopatrzenia.

Żołnierze 101. Dywizji Powietrznodesantowej podczas oblężenia Bastogne

Żołnierze 101. Dywizji Powietrznodesantowej podczas oblężenia Bastogne


Przełamania linii amerykańskich w rejonie Ardenów dokonać miały trzy armie niemieckie. Na północy miała uderzyć świeżo sformowana 6. Armia Pancerna SS pod dowództwem Oberstgruppenführera Josefa „Seppa” Dietricha, która miała przebić się przez linię frontu w okolicach miasta Liège, po czym w ciągu dwóch dni dotrzeć do Mozy i jak najszybciej przedzierać się w kierunku Antwerpii. W centrum natarcia znajdowała się 5. Armia Pancerna generała Hasso von Manteuffla, której zadaniem było zdobycie kluczowych dla powodzenia natarcia węzłów drogowych – miast Bastogne i St. Vith – i dalsze nacieranie w kierunku Antwerpii. Na południowej flance sił niemieckich znalazła się 7. Armia pod dowództwem generała Ericha Brandenbergera mająca zabezpieczać skrzydła frontu przed kontrnatarciem Aliantów. Kluczową kwestią było jak najszybsze przełamanie pozycji amerykańskich, a następnie rajd w kierunku rzeki Mozy i zdobycie Antwerpii. Ponadto jeśli natarcie miało się powieść, niezbędne było zaistnienie trzech warunków:

1. Jak najdłużej utrzymywać się musiały warunki pogodowe na tyle złe, aby niemożliwie było wykorzystanie przez aliantów ich miażdżącej przewagi w powietrzu. Lotnictwo musiało pozostać na lotniskach unieruchomione przez pogodę, dlatego kierując się prognozami wojskowych meteorologów, wybrano możliwie najdogodniejszy ku temu termin ataku – połowę grudnia, kiedy to według prognoz fatalna pogoda miała uniemożliwić Aliantom użycie samolotów.

2. Wróg musiał zostać całkowicie zaskoczony i jego dezorientacja musiała być utrzymana jak najdłużej, by siły niemieckie mogły przebić się przez obronę słabą w pierwszych godzinach natarcia . Każdy dzień dawał aliantom czas na ochłonięcie i zorganizowanie potężnej obrony, której stosunkowo szczupłe siły niemieckie nie byłyby w stanie przełamać.

3. Szybkość natarcia – kluczowa kwestia ściśle związana z zaskoczeniem. W ciągu czterech dni od rozpoczęcia natarcia planowano osiągnąć rzekę Mozę, a w ciągu tygodnia Antwerpię. Każdy dzień zmniejszał szansę na powodzenie, z każdym dniem siły amerykańskie w rejonie Ardenów mogły szybko wzrosnąć, a pogoda poprawić się, co stanowiłoby gwóźdź do trumny Wehrmachtu.

Ofensywie nadano początkowo zwodniczą nazwę „Wacht Am Rhein” („Straż na Renie”), sugerującą operację obronną. Później zmieniono nazwę na równie nazwę równie niewinną i kamuflującą: „Jesienna Mgła”. Termin ataku przesuwano dwukrotnie – z 27 listopada na 10 grudnia a potem znów na 16 grudnia, by dać wojsku więcej czasu na przygotowanie. Do przełamania pozycji amerykańskich wyznaczono trzydzieści dywizji, w tym jedenaście pancernych. Pierwotnie planowano użyć czterdziestu pięciu dywizji, jednakże armia niemiecka musiała mierzyć siły na zamiary i w rezultacie użyto o piętnastu mniej, niż pierwotnie planowano.

Siły niemieckie

Siły niemieckie podczas bitwy o Ardeny przedstawiały się następująco:

6 Armia pancerna SS na północnym skrzydle. W jej składzie:
– LXVII korpus – 272. i 326.

Dywizja Grenadierów Ludowych
– I korpus pancerny SS – 1. DPanc. LSSAH, 3. Dywizja Strzelców Spadochronowych, 12. DPanc. SS Hitlerjugend, 277. DGL
– II korpus pancerny SS – 2. DPanc. SS Das Reich, 9. DPanc. SS Hohenstaufen

5 armia pancerna w centrum. W jej składzie:
– LXVI korpus – 18. i 62. DGL
– LVIII korpus pancerny – 116. DPanc. , 560. DGL
– XXXXVII korpus pancerny – dywizje 2. Dpanc., dywizja „Panzer Lehr”, 26. DGL

7 armia pancerna na południowym skrzydle. W jej składzie:
– LXXXV korpus – 5. Dywizja Strzelców Spadochronowych, 352. DGL
– LXXX korpus – 275. i 212. DGL

Odwody:

W dyspozycji OB WEST znajdowała się 79. DGL. W dyspozycji OKW znajdowały się 3. DGPanc, 9., 167., 257. i 340. DGL, 6 Dywizja Górska SS, Brygada Eskorty Wodza, 9. DPanc., 15. DGPanc.

Początki ofensywy

16 grudnia o 5.30 rano tysiące dział i moździerzy niemieckich zasypało ogniem pozycje amerykańskie. Na froncie o szerokości ponad 130 kilometrów trzy armie niemieckie uderzyły na niespodziewających się niczego Amerykanów. Zaskoczenie było całkowite. Wywiad aliancki nie dopuszczał możliwości przeprowadzenia ofensywy ze strony niemieckiej, uzasadniając swoje oceny słabością i wykrwawieniem Wehrmachtu, który jakoby całkowicieutracił zdolności zaczepne. Dopuszczano jedynie możliwość bardzo ograniczonych, lokalnych uderzeń niemieckich, na przykład w okolicach Akwizgranu. Ardeny, jak wspomniano, uznano za „łatwy” odcinek i dlatego tam właśnie znalazły się jednostki amerykańskie zupełnie nieotrzaskane z wojną oraz te silnie poturbowane. I to właśnie na nie pierwszego dnia ofensywy spadł cały impet natarcia. W pierwszych dniach natarcia, 6. APanc. SS zaczęła przebijać się na północy w kierunku miejscowości Liège, w centrum 5. APanc. uderzyła w kierunku ważnych węzłów komunikacyjnych, St. Vith i Basotgne, aby jak najszybciej je opanować.

7. Armia ruszyła w kierunku Luksemburga, w celu osłony „podbrzusza” ofensywy przed kontratakiem alianckim. Potężne fale piechoty przebijały się przez pozycje amerykańskie, otwierając drogę siłom pancernym, które wlewały się na terytorium Belgii i pędziły w stronę wyznaczonych im celów. 6. Armia Pancerna posiadała łącznie około sześciuset pojazdów pancernych, a 5. Armia Pancerna – około czterystu. Jednakże w pierwszym dniu ofensywy wykorzystano łącznie nie więcej niż ¼ tego stanu. W Ardenach rzucono do walki między innymi potężne „Królewskie Tygrysy”, ale było ich niewiele i posiadały niewystarczające zapasy paliwa, w związku z czym nie odegrały większej roli w ofensywie. Niemcy dysponowali też podczas „Jesiennej Mgły” około 570 groźnymi czołgami PzKpfw V „Panther” ale wiele z przywiezionych na front maszyn trapiły usterki, które w boju szybko dały o sobie znać. Natarcie otrzymało też stosunkowo silne wsparcie lotnicze (biorąc pod uwagę stan niemieckiego lotnictwa pod koniec 1944 roku). Łącznie do wspierania ofensywy Luftwaffe skierowała 1492 myśliwce, 171 bombowców, 91 samolotów szturmowych oraz 40 samolotów rozpoznawczych. Również maszyny transportowe jak Ju-52 zaangażowano w ofensywę.

Podczas pierwszych godzin walk Niemcy przebijali się przez amerykańską obronę, jednak nie tak szybko i skutecznie, jak chciałaby FHQ. Na północy 6 Armia Pancerna została już po trzech dniach zatrzymana na przedpolach Liège. Nieco lepiej wiodło się 5. Armii Pancernej, która rozbiła obronę amerykańskiej 106. Dywizji Piechoty i wbiła się w głąb linii wroga, tworząc osiemdziesięciokilometrowe wybrzuszenie. Stąd właśnie zachodni historycy zaczęli określać tę bitwę mianem: „bitwa o wybrzuszenie” (battle of the bulge). 5. APanc. mogłaby osiągnąć nawet większe postępy, gdyby udało się jej opanować Bastogne i St. Vith. Miasteczko Bastogne bronione było przez 101. Dywizję Powietrznodesantową, „Wrzeszczące Orły”, oraz przez pododdziały 10. DPanc. Siły te utrzymały miasto aż do nadejścia pomocy w postaci 3. Armii generała Pattona. Wbrew nadziejom Niemców, Naczelne Dowództwo Alianckie już pierwszego dnia operacji zorientowało się w rozmiarach ofensywy i szybko zaczęło przerzucać w zagrożony rejon coraz większe siły. W ciągu czterech dni od rozpoczęcia ofensywy liczba amerykańskich żołnierzy w rejonie Ardenów wzrosła do 180 000.

Operacja „Stösser” i operacja „Greif”

17 grudnia, dzień po rozpoczęciu ofensywy, 112 transportowych samolotów Ju-52 dokonało zrzutu 1300 spadochroniarzy niemieckich za liniami amerykańskimi. Mieli wylądować w pobliżu miasta Malmedy, opanować ważny węzeł komunikacyjny i zablokować drogę Eupen-Malmedy, by Alianci nie mogli tą drogą przerzucać posiłków. Operację nazwano „Stösser” (krogulec).

Niestety złe warunki pogodowe oraz niedoświadczenie pilotów i wielu spadochroniarzy zaowocowało tym, że wylądowali albo za daleko od miejsca zrzutu, albo zginęli podczas lądowania. W rezultacie dowódca spadochroniarzy, pułkownik von der Heydte, zebrał tego dnia zaledwie około trzystu ludzi, co było siłą absolutnie niewystarczającą do próby opanowania ważnego skrzyżowania, będącego celem ataku. Jedynym pozytywnym skutkiem tej operacji było przeświadczenie Amerykanów o tym, że ich tyły atakuje cała dywizja spadochronowa (był to efekt dużego rozrzutu Niemców, którzy pojawili się w nagle wielu miejscach naraz). W związku z tym skierowali duże siły do obrony własnych tyłów, co w pewnym stopniu ułatwiło Niemcom nacieranie na tym kierunku. Niemniej operacja „Krogulec” okazała się fiaskiem.

Niezbyt udana okazała się też inna operacja niemiecka – „Greif” (Gryf). Pomysł polegał na tym, że około 3000 żołnierzy stworzyło specjalną 150. brygadę pancerną pod komendą znanego dowódcy SS, asa różnych akcji specjalnych, Ottona Skorzenego.

Żołnierze grupy bojowej Peipera

Żołnierze grupy bojowej Peipera


Zgromadził on żołnierzy potrafiących mówić po angielsku, wyposażył ich w jeepy, mundury amerykańskie, a „Panterom” dospawano nawet blachy tak, aby z daleka uchodziły za „Shermany”. Wszystko to było elementem akcji mającej na celu zmylenie i oszukiwanie Amerykanów. I to właśnie było zdaniem żołnierzy Skorzenego i całej operacji „Gryf”: przeniknięcie na tyły wroga i dezorganizacja jego działań, wprowadzanie zamieszania, udzielanie fałszywych informacji, podmiana znaków drogowych, zrywanie łączności, wprowadzanie chaosu. W początkowym okresie było to do pewnego stopnia skuteczne działanie, jednak później Amerykanie zorientowali się w tych działaniach dywersyjnych i wyłapali większość komandosów niemieckich. Działania Skorzenego i jego ludzi wywołały też pewną psychozę, ponieważ Amerykanie byli przeświadczeni, że ich celem był zamach na głównodowodzącego – generała Eisenhowera. Tak więc „Ike” otrzymał wzmocnioną ochronę i prawie nie ruszał się ze swojej kwatery dowodzenia.

Przesilenie ofensywy

Kilka dni po rozpoczęciu ofensywy jasne stało się, że obrona amerykańska jest dużo twardsza, a wróg zorientował się w rozmiarach natarcia dużo szybciej niż zakładano. Siły 5. Armii Pancernej nie zdołały zająć St. Vith i Bastogne, a czołowe jednostki zbliżył się do Mozy na nie mniej niż dziesięć kilometrów – był to szczyt ich możliwości podczas „bitwy o wybrzuszenie” i całej operacji. Potężne straty w niemieckich wozach bojowych i chroniczne braki paliwa coraz bardziej przyczyniały się do wyhamowania ofensywy. Na kierunku północnym było równie źle. Jednostki potężnej 6. Armii, choćby Kampfgruppe Waffen-SS pod dowództwem Joachima Peipera, po początkowych sukcesach były wkrótce odcinane od własnych sił, zmuszone więc były porzucać ciężki sprzęt i rozpraszać się. Żołnierze z grupy bojowej Peipera zamordowali około siedemdziesięciu jeńców amerykańskich (niesławna masakra pod Malmedy), co spowodowało odwetowy rozkaz dowództwa alianckiego o zabijaniu wszystkich schwytanych SS-manów.

Ciała jeńców armii USA, ofiary maskary w Malmedy

Ciała jeńców armii USA, ofiary maskary w Malmedy


19 grudnia podczas konferencji dowódców SHAEF w Verdun, po dokładnej analizie sytuacji na froncie, zaaprobowano plan generała Pattona, by jego 3. Armia wykonała jak najszybciej natarcie w kierunku północnym i uderzyła na lewą flankę wybrzuszenia. Patton już przed rozpoczęciem konferencji wydał 3. Armii taki rozkaz, więc podczas trwania narady była już w drodze na północ, pokonując w szybkim czasie 240 kilometrów. Następnego dnia nastąpiła reorganizacja wojsk alianckich: Einsehower oddał część oddziałów generała Bradelya marszałkowi polnemu Montgomery’emu. Alianci planowali otoczyć korytarz, którym posuwali się Niemcy, a następnie, kiedy już wróg nadmiernie rozciągnąłby siły, w wyniku współdziałania dwóch grup armii odciąć to wybrzuszenie u jego podstawy i tym samym zamknąć w okrążeniu duże siły niemieckie. Jednakże plan ten jeszcze 20 grudnia wydawał się trudny do zrealizowania z powodu panującej nadal złej pogody, trwającego impetu niemieckiego natarcia oraz oblężonych St. Vith i Bastogne, którym należało szybko przyjść z pomocą.

Już 22 grudnia w sztabie grupy armii B panowało przekonanie, że ofensywa jest skazana na niepowodzenie. Feldmarszałek Von Rundstedt poprosił tego dnia Hitlera o zgodę na stopniowe wycofywanie wojsk, ale spotkał się ze zdecydowaną odmową. Wódz nakazał pchnąć do walki odwody licząc, że nowe siły wzmocnią natarcie i tchną w nie nowe życie. Następnego dnia nastąpiła poprawa pogody, co natychmiast wykorzystało alianckie lotnictwo. Ponad dwa tysiące samolotów uderzyło na kolumny pancerne i zaopatrzeniowe, skutecznie masakrując dostawy dla armii i dezorganizując i tak słabnące natarcie. Generał Von Manteuffel nocą z 24 na 25 grudnia błagał Hitlera o porzucenie planu zdobycia Antwerpii i o skupienie się tylko na działaniach w łuku Mozy. Sam Hitler dopiero 26 grudnia zrozumiał powagę sytuacji i ciężkie położenie swoich wojsk. Postanowił wtedy przesunąć środek ciężkości natarcia na południową flankę, zagrożoną już natarciem 3. Armii Pattona, której oddziały tego dnia wkroczyły do Bastogne.

Führer postanowił, że najważniejsze jest teraz ustabilizowanie południowej flanki i odparcie 3. Armii, a następnie wznowienie marszu w stronę Antwerpii. Jednocześnie zaplanowano operację „Nordwind”. Miał to być atak pozoracyjny, odciągający uwagę Aliantów od ofensywy w Ardenach i jednocześnie odciążający nieco ten rejon walk. Głównym celem ataku niemieckiego miało być rozbicie 7. Armii amerykańskiej, która zmuszona byłaby wtedy do odwrotu z rejonu Alzacji. Ponadto zaistniałaby wtedy możliwość sparaliżowania działań 3. Armii, a nawet uderzenie na jej tyły. Operacja rozpoczęła się 1 stycznia, ale jej jedynym efektem było odepchnięcie 7. Armii zaledwie o 20 km, do linii rzeki Moder. Kosztem wielkich strat po stronie niemieckiej, front pod koniec stycznia ustabilizował się na pewien czas w tamtym rejonie. Operacja „Nordwind” nie mogła już uratować rozpadającej się ostatniej dużej ofensywy Wehrmachtu.

Kontrofensywa aliantów i klęska „jesiennej mgły”

Do 26 grudnia niemiecka ofensywa prawie całkowicie się zatrzymała wskutek rosnących błyskawicznie strat, potężnego oporu i przeciwuderzeń aliantów, braku paliwa i innych materiałów, wreszcie włączenia się do walki lotnictwa sprzymierzonych, które praktycznie bezkarnie masakrowało niemieckie siły. Hitler zgodził się w końcu 27 grudnia na ograniczony odwrót. Nie oznaczało to jednak bynajmniej końca zmagań. Bitwa wciąż trwała, a wyłom w amerykańskich liniach nadal istniał.

Od Wigilii aż po pierwsze dni stycznia trwały zaciekłe walki w powietrzu. Luftwaffe wykonywała w tym czasie od 400 do 600 lotów bojowych dziennie, chociaż nie mogła się oczywiście równać z siłami powietrznymi Amerykanów. Ostatnią dużą operację podczas bitwy w Ardenach lotnictwo niemieckie przeprowadziło w pierwszy dzień nowego roku (operacja „Bodenplatte”).

Ponad 900 samolotów uderzyło na lotniska i bazy brytyjskiej 2. Armii i amerykańskiej 9. Armii Lotniczej. Alianci stracili wskutek tego ponad 350 maszyn, a dalsze 220 zostało uszkodzonych. Luftwaffe okupiła operację stratą około trzystu samolotów, co stanowiło 30% całości użytych sił i stanowiło dla lotnictwa niemieckiego prawdziwie zabójczy cios.

Likwidacja wybrzuszenia i przywrócenie dawnej linii frontu zajęło Aliantom jeszcze miesiąc. Na początku stycznia trzy armie amerykańskie podjęły kontrofensywę, starając się zamknąć jak największe siły niemieckie w kleszczach. Natarcie posuwało się jednak dość wolno, także ze względu na ciężkie warunki pogodowe. W styczniu zanotowano niezwykle niskie temperatury w rejonie Ardenów, połączone z obfitymi opadami śniegu. Drogi szybko się oblodziły, dochodziło do wielu wypadków, broń zamarzała, a transporty z amunicją i żywnością grzęzły i nie dochodziły na czas. Broniący się Niemcy wykorzystali te warunki, zadając kontratakującym Amerykanom duże straty. 8 stycznia Führer ostatecznie jednak zrezygnował z dalszego prowadzenia „Jesiennej Mgły” i nakazał czołgom 6. Armii Pancernej SS wycofanie się z rejonu walk, natomiast wchodzące w jej skład dywizje piechoty oddał do dyspozycji 5. Armii Pancernej i 15. Armii. Liczył jednak wciąż na twardą obronę, aby maksymalnie długo wiązać możliwie duże siły alianckie w Belgii, dzięki czemu uderzenie w rejonie Alzacji (operacja „Nordwind”) mogło się powieść. 15 stycznia Patton połączył się z 1. i 9. Armią, zamykając część sił Wehrmachtu w okrążeniu. Nie udało się jednak, na co bardzo liczono, zamknąć w okrążeniu jednostek 5. Armii Pancernej, która wycofała się na linię Zygfryda. W drugiej połowie stycznia Niemcy kontrolowali już tylko niewielki obszar północnego Luksemburga oraz niewielki skrawek Belgii. Wkrótce front ustabilizował się, obrona niemiecka stwardniała, a kontrofensywa aliancka stanęła.

Bilans walk w Ardenach

Operacja „Jesienna Mgła” – ostatnia duża strategiczna ofensywa Wehrmachtu podczas drugiej wojny światowej – zakończyła się klęską. Nie osiągnięto żadnego z zamierzonych celów. W trakcie trwających sześć tygodni ciężkich walk obie strony poniosły wielkie straty. Niemcy stracili od osiemdziesięciu do stu tysięcy żołnierzy, z czego co najmniej 12,5 tysiąca zginęło, 38,6 tysiąca zostało rannych, a 30,5 tysiąca uznano za zaginionych. Wehrmacht i Waffen SS utraciły łącznie około 370 czołgów, 300 dział pancernych, 450 transporterów opancerzonych i samochodów pancernych. Straty aliantów oszacowano na pomiędzy 76,9 a 82,4 tysiąca, z czego Brytyjczycy utracili zaledwie około 1400 ludzi, ponieważ ich udział w tej bitwie był znikomy. US Army straciła ponad 10 tysięcy zabitych, ponad 23 tysiące zaginionych, około 50 tysięcy rannych. Straty w sprzęcie wyniosły od 680 do 733 bezpowrotnie zniszczonych czołgów i dział pancernych oraz ponad 300 transporterów opancerzonych i samochodów pancernych. „Bitwa o wybrzuszenie” była jedną z największych w historii Stanów Zjednoczonych walk, była także największą bitwą w Europie, jaką stoczyli Amerykanie podczas tej wojny. Na terenie samej Belgii Amerykanie skoncentrowali czterokrotnie większe siły lądowe niż w całych Włoszech. Jednocześnie jednak styczeń 1945 roku był miesiącem najwyższych strat armii USA w działaniach na froncie zachodnioeuropejskim.

Czy „Jesienna Mgła” dawała Niemcom jakąkolwiek szansę na odniesienie strategicznego sukcesu? Do atutów niemieckiej operacji w Ardenach należało niewątpliwie zaskoczenie i zła pogoda. Uważa się, że gdyby realizowano tak zwany „mały wariant”, a więc zrezygnowano z dotarcia do Antwerpii i skupiono się jedynie na manewrze okrążającym dywizje wroga w okolicach Akwizgranu, ofensywa miałaby sporą szansę na sukces. Jednakże w tamtym okresie Wehrmacht był już zbyt słaby na podejmowanie działań ofensywnych na taką skalę, jaką zawierały założenia operacji. Trzydzieści dywizji wyznaczonych do uderzenia dysponowało bardzo małymi zapasami paliwa i cierpiało na chroniczny niedostatek właściwie wszelkich potrzebnych materiałów, więc nie mogło i nie było już w stanie zmienić sytuacji na froncie zachodnim.

By nie tracić efektu zaskoczenia, nie przeprowadzono dokładnego rozpoznania pozycji amerykańskich, co jednak okazało się w dużej mierze błędem. Dywizje niemieckie w pierwszych dniach ofensywy nie rozwinęły od razu w pełni swych sił, atakując małymi pododdziałami, które nie były w stanie szybko przełamać obrony amerykańskiej, co było powodem tak wolnych postępów Wehrmachtu w pierwszym dniu natarcia. Ponadto do klęski operacji przyczyniła się decyzja o zbyt późnym uruchomieniu odwodów, a także uporczywa obrona Bastogne i St. Vith, która wyhamowała impet niemieckiego natarcia i związała spore siły wroga. Należy także pamiętać, że już 12 stycznia radziecki I Front Ukraiński dokonał potężnego uderzenia na froncie wschodnim, co było preludium do zajęcia Prus Wschodnich, opanowania Śląska i dotarcia wojsk sowieckich w szybkim czasie na odległość zaledwie 60 kilometrów na wschód od Odry. Sam Hitler rozumiał, że znacznie większe zagrożenie nadciąga ze wschodu i dlatego w połowie stycznia zarzucił ostatecznie podejmowanie jakichkolwiek dalszych działań zaczepnych na froncie zachodnim i opuścił swą ostatnią kwaterę – „Orle Gniazdo” w górach Taunus, skąd kierował „Jesienną Mgłą” – by już nigdy tam nie wrócić.

Ofensywa w Ardenach miała na celu przede wszystkim zadanie jak największych strat aliantom i kupienie dla Niemiec czasu potrzebnego na przerzucenie z frontu zachodniego możliwie największych sił, aby zatrzymać lub opóźnić sowiecką falę zbliżającą się szybko do granic Trzeciej Rzeszy.

Nadzieja Hitlera i jego sztabu była oparta na bardzo kruchych i nierealnych założeniach, bo nawet kilkanaście dywizji przerzuconych z zachodu nie zdołałoby pomóc w odparciu Armii Czerwonej, co najwyżej mogłoby nieco spowolnić jej działania. Dysproporcja sił na froncie wschodnim była na przełomie 1944/45 roku gigantyczna, że Niemcy nie mogli mieć już nadziei na odparcie Rosjan. „Jesienna Mgła” miała stworzyć ostatnią szansę na wynegocjowanie być może jakiegoś odrębnego pokoju z aliantami zachodnimi, ale warunkiem tego miało być właśnie zadanie im na tyle wielkich strat, by także zaczęli taką możliwość dopuszczać. Choć Amerykanie ponieśli spore straty podczas „bitwy o wybrzuszenie”, potencjał ludzki i produkcyjny USA był tak olbrzymi, że mogły zostać błyskawicznie uzupełnione. Niemcy na taki luksus już nie mogli sobie pozwolić – utrata setek samolotów, czołgów i tysięcy żołnierzy poważnie osłabiła chwiejący się już front zachodni. Teraz zostawała już tylko rozpaczliwa obrona na linii Renu i krwawa walka o każdą piędź niemieckiej ziemi.

Jedyne korzyści, jakie odniosła Rzesza w wyniku przeprowadzenia „Jesiennej Mgły”, to opóźnienie o jakieś siedem tygodni ataku aliantów zachodnich na Niemcy i udowodnienie, że Wehrmacht jest jeszcze w stanie walczyć, a nawet podejmować operacje ofensywne. Poza tym, mimo dużych strat wojsk niemieckich podczas kilkutygodniowej „bitwy o wybrzuszenie”, do końca marca 1945 roku dziesięć dywizji (z trzydziestu biorących udział w ofensywie w Ardenach) udało się odesłać na front wschodni. Były to między innymi 1., 2., 9. i 12. DPanc. SS oraz dywizja „Panzer Lehr”. Tak więc bitwa w Ardenach nie zakończyła istnienia tych silnych formacji pancernych, które jeszcze przez kilka miesięcy toczyły zażarte boje z Sowietami.